São Paulo to największe miasto Brazylii i jedno z największych na świecie. Skupisko prawie 12 mln ludzi, eldorado poszukujących pracy. Miasto pośpiechu, korków, kolejek i wiecznej frustracji... przynajmniej dla mnie.
Zostałam bez pieniedzy, dzięki mojemu ubezpieczeniu, więc zaczełam szukać pracy. Żeby dostać wizę pracowniczą, potrzeba cudu... ślubu, albo kontraktu w firmie, której bardzo na danym pracowniku zależy. Jeżeli żadne z powyższych nie dotyczy, trzeba sobie poradzić inaczej.
Trochę dzięki pomocy znajomych, trochę dzieki "głupi ma szczęście" dostałam prace: w hostelu i w szkole językowej. Znaleźć pracę w hostelu jest łatwo, bardziej to działa na zasadzie wolontaritu "praca za łóżko", ale można też ustalić płacę pieniężną, niestety duża ona nie jest, około R$6 za godz, czyli za 8-godzinny shift R$ 48. Ucząc angielskiego można zarobić więcej. Za lekcje prywatne dostaje się R$50-120. Jeżeli, ktoś ma znajomych lub jest dobry w poszukiwaniu studentów, polecam. Jeżeli jednak ktoś woli mieć z głowy ustalanie sobie grafików, lepiej poszukać zainteresowanej szkoły językowej. Zatrudniają one freelancerów, więc o wizę nie trzeba się martwić, niestety płace są niższe, w moim przypadku R$32-45, w tym dojazdy do uczniów są czasami nieziemsko męczące. Inną opcją dorobienia pieniędzy sa obozy dla dzieci. Za trzy dni weekendowej pracy zarobilłam R$300. Dla mnie była to szasa, żeby wyrwać sie z tloku miasta, a praca trudna nie jest, chociaż może być męczaca.
Bez znajomości portugalskiego zaczęłam pracę na recepcji w hostelu i zaczęłam dawać moje pierwsze lekcje angielskiego. Zawzięcie pracowałam czasami ponad 40 godzin tygodniowo, nie korzystając z uroków nocnego São Paulo. Po miesiącu byłam w stanie odbierać telefony bez stresu, po dwóch mogłam prowadzić konwersacje, a po trzech jestem w stanie nadążać za rozmowami i dyskusjami... ale to jedyne co udało mi się zyskać, bo odkładać pieniądze jest tu trudno.
Zostałam bez pieniedzy, dzięki mojemu ubezpieczeniu, więc zaczełam szukać pracy. Żeby dostać wizę pracowniczą, potrzeba cudu... ślubu, albo kontraktu w firmie, której bardzo na danym pracowniku zależy. Jeżeli żadne z powyższych nie dotyczy, trzeba sobie poradzić inaczej.
Trochę dzięki pomocy znajomych, trochę dzieki "głupi ma szczęście" dostałam prace: w hostelu i w szkole językowej. Znaleźć pracę w hostelu jest łatwo, bardziej to działa na zasadzie wolontaritu "praca za łóżko", ale można też ustalić płacę pieniężną, niestety duża ona nie jest, około R$6 za godz, czyli za 8-godzinny shift R$ 48. Ucząc angielskiego można zarobić więcej. Za lekcje prywatne dostaje się R$50-120. Jeżeli, ktoś ma znajomych lub jest dobry w poszukiwaniu studentów, polecam. Jeżeli jednak ktoś woli mieć z głowy ustalanie sobie grafików, lepiej poszukać zainteresowanej szkoły językowej. Zatrudniają one freelancerów, więc o wizę nie trzeba się martwić, niestety płace są niższe, w moim przypadku R$32-45, w tym dojazdy do uczniów są czasami nieziemsko męczące. Inną opcją dorobienia pieniędzy sa obozy dla dzieci. Za trzy dni weekendowej pracy zarobilłam R$300. Dla mnie była to szasa, żeby wyrwać sie z tloku miasta, a praca trudna nie jest, chociaż może być męczaca.
Bez znajomości portugalskiego zaczęłam pracę na recepcji w hostelu i zaczęłam dawać moje pierwsze lekcje angielskiego. Zawzięcie pracowałam czasami ponad 40 godzin tygodniowo, nie korzystając z uroków nocnego São Paulo. Po miesiącu byłam w stanie odbierać telefony bez stresu, po dwóch mogłam prowadzić konwersacje, a po trzech jestem w stanie nadążać za rozmowami i dyskusjami... ale to jedyne co udało mi się zyskać, bo odkładać pieniądze jest tu trudno.
Stacja metra Pinheiros. |
Komentarze
Prześlij komentarz