Przezywam pewnego rodzaju szok kulturowy. Nigdy nie myslalam, ze Boliwia bedzie dla mnie cywilizacyjnym rajem. Po miesiacu drapania sie pietami, zobaczylam sklep ze wszystkimi mozliwymi kosmetykami i przyrzadami kosmetycznymi i w koncu moglam kupic pumeks! Jakie to szczescie! Wieksze od kupienia czekolady. I dopiero teraz, widzac pelne sklepy, z wielkim wyborem produktow, poczulam jak zle zyje sie na Kubie. Bo nie chodzi o to czy jest czy nie ma, chodzi o wybor, o mozliwosci.
Nie moglam nacieszyc sie widokiem tych roznorodnosci i spokojem. Nikt nie krzyczal: Taxi! Taxi! Boyfriend! Nikt sie nie gapil. Ach... cudownie!
No i to na tyle. Poszlam na dworzec autobusowy. Zignorowalam samochody, ktore chcialy mnie przejechac nawet przechadzac na zielonym swietle. Stwierdzilam, ze nic dzisiaj nie zepsuje mojej beztroski. Dotarlam na dworzec i wtedy uderzyly mnie przerozne kolory, tlumy ludzi i wrzaski:
- Cochabamba! Cochabamba!
- Sucre!
- COCHABAMABA!!
Niezwykla tutejsza rzeczywistosc.
Nie moglam nacieszyc sie widokiem tych roznorodnosci i spokojem. Nikt nie krzyczal: Taxi! Taxi! Boyfriend! Nikt sie nie gapil. Ach... cudownie!
No i to na tyle. Poszlam na dworzec autobusowy. Zignorowalam samochody, ktore chcialy mnie przejechac nawet przechadzac na zielonym swietle. Stwierdzilam, ze nic dzisiaj nie zepsuje mojej beztroski. Dotarlam na dworzec i wtedy uderzyly mnie przerozne kolory, tlumy ludzi i wrzaski:
- Cochabamba! Cochabamba!
- Sucre!
- COCHABAMABA!!
Niezwykla tutejsza rzeczywistosc.
Komentarze
Prześlij komentarz