Przejdź do głównej zawartości

Vamos a la playa.

- Jutro jedziemy na plaze.
-Yeay! W koncu. Musze sie przeciez opalic.
- Jutro o 4.
- Ok.

Jutro.
4 po poludniu, nikt nie dzwoni. 4.30, dobra ja zadzwonie.
- Bedziemy za okolo pol godziny.
 Za troche dluzej niz pol godziny jedziemy na plaze w Havanie.

Po Havanie mozna poruszac sie: swoim samochodem, jezeli kogos stac na samochod i benzyne, albo taksowkami publicznymi, sa to prawie wszyztkie stare samochody.
- Jezeli ktos ma stary samochod, to napewno jest taksowkarzem. Zarabiaja oni duzo wiecej, niz pracujac gdzie indziej. Benzyna na Kubie bardzo droga, a wiekszosc tych samochodow jest na rope, ktora kradniemy od rzadu :) Rzadko, ktory samochod jest w dobrym stanie i z oryginalnymi czesciami.
Teraz sa to kubanskie samochody. Nikt ich nie chcial, my je dostalismy, wiec teraz sa kubanskie: stare amerykanskie chevroletty, nasze polskie maluchy (nazywane tutaj Porky, albo Polaco), radzieckie lady. Wszystkoczego ktos gdzies nie chcial jest teraz na Kubie.
Wiekszosc ludzi jako transportu uzywa ua-ua czyli autobusu. Kosztuje 50 centow kubanskiego peso czyli okolo 2 centy CUC. Tylko moi znajomi nie chca jezdzic ze mna autobusami, nie sa za wygodne, przez upal i ilosc ludzi, alejak przezylam pociagi i autobusy w Indiach, to czemu mialabym sie bac kubanskiego ua-ua? No ale jezdzenie starym samochodem to w sumie wieksza atrakcja. Sa rowniez taksowki dla turystow, czyli nowe samochody, lub te stare ale w bardzo dobrym stanie.

- W koncu sprubujesz mojego wna, ktore robie- ucieszyl sie Jose, wyciagajac butelke- Moje wino jest najlepsze na Kubie!
Moze i najlepsze na Kubie, ale wino z burakow nie za bardzo mi posmakowalo. Ale alkohol to alkohol i jak widac studenci to studenci.
Dojechalismy na plaze moze okolo 6. Poszlismy poplywac, slonce zaczelo zachodzic, zrobilo sie zimno i zaczal padac deszcz... to tyle z mojego opalania.







Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Autobusem... czy taksowka

- Skad odjezdza autobus do Santa Clara? - Tam, czekaj na przystanku. Czekam, czekam. Autobusu nie ma. - Przepraszam o ktorej odjezdza autobus do Santa Clara? - O 7.20. - Z przystanku? - Nie z peronu, tam. Usiadz i czekaj. Usiadlam i czekam. - Czekasz na autobus do Santa Clara?- usiadla kolo mnie pewna pani. - Tak. - Masz. To jest jakby rezerwacja. Dostalam malutka karteczke wielkosci 1 na 2 cm, z jakimis 3 cyferkami. - Masz kubanskie pieniadze. - Ile kosztuje bilet? - 1.45 pesos cubanos !!!!! Za godzine jazdy autobusem dla turystow zaplacilam 6 CUC czyli 150 pesos cubanos. Teraz za poltora- godzinna jazde zaplacilam tylko 1.45! - Chodz! Trzeba bylo sie przepchac przez tlum i jakos przeskoczyc z plecakiem przez bramke. Ale bez problemu wsiadlam do kubanskiego autobusu. Postanowilam tak dalej. - Skad odjezdzaja autobusy do Havany? - Z innego terminalu. Autobus kosztuje 57 pesos cubanos (2 CUC). Jak chcesz mozesz wziac taksowke za 10 CUC. - Naprawde! - Przepraszam,

Autokarowe opowiesci.

Z Potosi wybralam sie do La Paz. Oczywiscie, zeby nie bylo za dobrze siedzialam obok bardzo pijanego pana :/ Naszczescie szbko zasnal i spal cala droge, a siedzenia byly dosc szerokie, ze nie odczulam za bardzo jego obecnosci. Zasnelam i ja. Autobus sie zatrzymal. Ludzie zaczeli wychodzic i wchodzic i wychodzic. Zamieszanie. Przestraszylam sie, ze to juz La Paz. Ktos zaczal machac do mnie przez okno i zauwazylam, ze ktos inny chwycil moja torbe. Nieeee!!!! Wybieglam z autobusu oplatana w chustke, z kortka zwisajaca z jednego ramienia. Nawet nie wiedzialam co krzyczec, wszyscy widzieli, jak zlodziej uciekal z moja torba i nic. Nic. Dogonilam go, zlapalam za reke, ale zaczal uciekac coraz szybciej. Nie wiedzialam co sie dzieje. Ktos zaczal krzyczec do mnie z tylu. Odwrocilam sie. Moja torba lezala na ziemi. Ufff. Chyba byla za ciezka, zeby z nia uciekac. Nie bylo to jeszcze La Paz. Dalsza droge siedzialam jak na szpilkach, sciskajac moja torbe w obieciach. A poza tym La Paz jest ca

Jak przetrwać w São Paulo...

São Paulo to największe miasto Brazylii i jedno z największych na świecie. Skupisko prawie 12 mln ludzi, eldorado poszukujących pracy. Miasto pośpiechu, korków, kolejek i wiecznej frustracji... przynajmniej dla mnie. Zostałam bez pieniedzy, dzięki mojemu ubezpieczeniu, więc zaczełam szukać pracy. Żeby dostać wizę pracowniczą, potrzeba cudu... ślubu, albo kontraktu w firmie, której bardzo na danym pracowniku zależy. Jeżeli żadne z powyższych nie dotyczy, trzeba sobie poradzić inaczej. Trochę dzięki pomocy znajomych, trochę dzieki "głupi ma szczęście" dostałam prace: w hostelu i w szkole językowej. Znaleźć pracę w hostelu jest łatwo, bardziej to działa na zasadzie wolontaritu "praca za łóżko", ale można też ustalić płacę pieniężną, niestety duża ona nie jest, około R$6 za godz, czyli za 8-godzinny shift R$ 48. Ucząc angielskiego można zarobić więcej. Za lekcje prywatne dostaje się R$50-120. Jeżeli, ktoś ma znajomych lub jest dobry w poszukiwaniu studentów, poleca